MALEŃKA APOKALIPSA - Piotr Skurzyński [2024]

Piotr Skurzyński                

MALEŃKA APOKALIPSA

Zaczęło się zwyczajnie. Eliza wróciła z pracy, zamieniła buty na kapcie, pogłaskała cieszącego się z jej powrotu psa i nalała wody do czajnika, aby zaparzyć kawę. Prawie nalała, bowiem z kranu pociekła mętna, ciemnoczerwona ciecz o nieprzyjemnym, słodkawym zapachu. Kobieta odkręciła mocniej kurek, próbując spuścić zabrudzoną wodę, ale po dwóch minutach z kranu nadal tryskała breja. 

"Albo siadła pompa, albo filtr. Robota w sam raz dla Starego" pomyślała. Nie przejęła się awarią, gdyż miała za sąsiadów ludzi życzliwych, którzy użyczyli jej tyle wody, ile chciała. Więc z niewielkim tylko opóźnieniem wypiła popołudniowa kawę. Następnie wymieniła zwierzakom wodę na świeżą, bo u psa Gnata w misce, w poidełku papużki Fali oraz w pojemniku żółwia Musy ciecz też była mętna.

Stary, znaczy się Jakub, jej mąż, wszedł do domu gdy już się zmierzchało, klnąc pod nosem, rozcierając lewą dłonią jednocześnie policzek i skroń.

- Gnidy mnie podziabały! - pożalił się i tytułem wyjaśnienia uzupełnił: - Mamy pozamykane okna? Dzisiaj jest zatrzęsienie komarów. Ledwo wyszedłem z auta, to chyba dziabnęły mnie z siedem razy! Swędzi jak diabli. Wezmę prysznic.

- Z tym może być problem - Eliza opowiedziała o kłopotach z wodą. 

- Faktycznie - Kuba sprawdził, iż z kranów nadal leci brudna ciecz. - Wiesz co, chyba w bajorku woda też była czerwona i ciemna. Ale nie pójdę sprawdzić, bo mnie komary zeżrą. 

Mężczyzna włożył palec pod strumień czerwonej mazi, po czym powąchał go i ostrożnie polizał.

- Może mi odbija, ale smakuje jak krew. Spróbuj - podsunął zabrudzony palec małżonce pod nos.

-Fuj! - kobieta odepchnęła rękę męża. - Odbija ci!? Pewnie mamy w rurach bakterie coli albo jakieś glony, a ty to bierzesz do ust! Chcesz się rozchorować? 

- Glony barwią wodę na zielono... - Jakub próbował wykazać się erudycją, ale dostał ścierą po głowie i zamilkł. 

- Przyniosłam wodę w dzbanku od sąsiadów, to do kolacji starczy. A ty wpierw wypij trochę alkoholu, żeby zdezynfekować usta - zaleciła Eliza i nie musiała dwa razy polecenia powtarzać.  Kolacja minęła w przyjaznej atmosferze, bo choć kobieta cały czas narzekała na usterki, jakie występują w ich domu, rozgrzany "niewielką" ilością wódki Jakub milczał i tylko uśmiechał się życzliwie. Aż do pytania: "I co zamierzasz z tym zrobić?". Już się przestał uśmiechać, już zamierzał odpowiedzieć, gdy raptem zgasło światło. Definitywnie.

- Tego nam jeszcze brakowało - Eliza sięgnęła po telefon komórkowy, by skorzystać ze zintegrowanej latarki, ale jego bateria też padła. Po omacku podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Uliczne latarnie przed domem także zgasły, toteż podwórze spowijał gęsty mrok, ale okna u sąsiadów lekko jaśniały. 

- Sprawdzisz bezpieczniki w piwnicy? -zapytała, lecz w odpowiedzi usłyszała delikatne chrapanie. 

"No i super!" pomyślała i nie mając niczego do roboty, położyła się spać. 

Obudziło ją jaskrawe światło słoneczne wpadające przez odsłonięte żaluzje i dziwny, pulsujący dźwięk. Przypominał nieustające gruchanie zachrypłych gołębi. Jakub spał na dywanie obok krzesła, z którego w nocy się zsunął. Eliza dostrzegła, że lampa się świeci, więc ja wyłączyła. Po chwili zastanowienia włączyła ją ponownie - światło było. Sięgnęła po komórkę - działała. Odkręciła kran w kuchni - brudna breja spłynęła w kilka sekund i woda była już czysta. 

- Cuda! - ucieszyła się i spojrzała za okno. I telefon wypadł jej z ręki. 

- Stary! Stary! Wstawaj! - zawołała. Wokół oczka wodnego zwanego "bajorkiem" zgromadziły się setki żab. Było ich tak wiele, iż przypominały żyjący żabi dywan rozciągający się niemal od tarasu po płot. "Dywan" ten rezonował niskim, niecichnącym rechotaniem. Niby niegłośnym, ale bardzo irytującym. 

- O kurde! To pewnie przez te komary - skonstatował Jakub, który w wreszcie wstał. 

-A widziałeś kiedyś tyle żab?

- To może ktoś nam podrzucił dla dowcipu...

- A co to, prima aprilis? Sprawdź, co u sąsiadów.

Zanim Jakub wrócił, Eliza zdążyła wziąć prysznic i zrobić kawę. 

- U sąsiadów czysto - oznajmił mężczyzna po powrocie. - Mówię ci, że to z powodu komarów. U nas było ich pełno. Zleciały się do bajorka, więc żaby przyszły za nimi. 

Jakub wziął kawę, nalał do miski mleka i wsypał do niego wesołe płatki śniadaniowe. Wesołe, bo miały kształt literek. Czasami, nim nasiąknęły, układały się na powierzchni mleka w słowopodobne twory, które można było żartobliwie interpretować. Płatki kupowali dla syna, ale chłopak był na szkolnym obozie i Kuba podkradł mu "literki". 

-Umył byś się wpierw. I czysto ubrał - zamarudziła Eliza. - I co się tak gapisz w ten talerz. Co ty tam czytasz?

- Uwolnijcie Żydów... - odparł małżonek osłupiałym głosem.

- Co? - kobieta podeszła do stołu i zerknęła w miskę, lecz część z wirujących literek zdążyła zatonąć lub zamienić się miejscami, więc przeczytała tylko: OLNCJI YDDW FF.

- Zobaczyłem napis "Uwolnić Żyduw", Żydów przez U - upierał się przy swoim Kuba.

- To nienormalne! - oceniła Eliza. 

- Pewnie, już w podstawówce uczą, jak pisać poprawnie "żydów" - zgodził się z nią małżonek. 

- Nienormalnym jest to, co niby przeczytałeś!

- Bo ja wiem - mężczyzna zaczął beznamiętnie pochłaniać płatki. Nie zwracając uwagi na mleko kapiące mu na brodę w trakcie mówienia, kontynuował: - Tak już raz było, tylko na większą skalę. Woda w Nilu zmieniła się w krew, nadleciały komary, potem była plaga żab... I egipskie ciemności...

- Ty wczoraj za dużo wódki wypiłeś i cię trzyma! Bóg wziął na celownik durnego urzędnika i nauczycielkę wuefu? Za jakie niby grzechy? Jakich ja Żydów więżę w domu?!

- Mośka - Jakub wskazał palcem obrazek Żyda powieszony do góry nogami przy drzwiach.

- Przecież to jest durny obrazek na szczęście!

- A może się Bogu nie podoba, że wykorzystujemy wizerunek Żyda do durnego zabobonu? Jakoś naszych pieniędzy nie pomnaża - mężczyzna skończył jeść, zaniósł miskę do kuchni  i powróciwszy do jadalni, zdjął obrazek. - Jeżeli mam rację, to dziwne zdarzenia się skończą. A jak nie mam, to nic się nie stanie, gdy pozbędziemy się tego kiczu - Kuba wyniósł obrazek z domu. Idąc w stronę furki, rozganiał i roztrącał żaby. Dość bezwzględnie, ale tajemniczy napis kazał mu uwolnić Żydów, a nie być miłym dla płazów.  Opuścił posesję, przeszedł na druga stronę ulicy, gdzie nie było już zabudowy lecz zdziczała łąka i cisnąwszy w krzaki obrazek mruknął na pożegnanie: "spieprzaj dziadu".

Okazało się, że nie miał jednak racji... Koło południa niezauważalnie opuściły ich żaby, ale ogródek zaroił od koników polnych udających szarańczę. Pleniły się wszędzie, na krzakach, tarasie, dróżkach, trawnikach i rabatach, w rynnach i na hamaku, ale tylko w obrębie posesji. Poza ich płotem nie widać było ani jednego! Nim zdążyli się zaniepokoić, błysnęło i z pozoru czystego nieba sypnęło gradem wielkości grochu. Oczywiście tylko na ich posesję, żadna bryłka nie wpadła do sąsiadów. 

- To akurat pozytywne zjawisko, bo wybije szarańczę! - ucieszył się Kuba.

- To są koniki polne! I to nie są plagi, a ty jesteś idiotą - z upływem dnia Eliza stawała się coraz bardziej nerwowa, a frustrację wyładowywała na mężu.

- W sumie rzeczy plagi są małe. Nieszkodliwe, a nawet zabawne - pocieszył żonę Jakub. 

- A ty pamiętasz, jaka była ostatnia?!!

- No... - nagle Kuba przypomniał sobie całą opowieść biblijną. Na ułamek sekundy naszła go podła myśl, że bez Jureczka ich życie było by spokojniejsze i mniej kosztowne, ale odgonił ją i się przeraził. 

- Ale... To by było straszne. Straszne! Musimy uwolnić Żydów!!

- Jakich, idioto?! Od rana zastanawiam się, o kogo może chodzić... I nic. Moi uczniowie to katolicy  albo dzieciaki ateistów. Ty jesteś na dole drabinki i nie masz podwładnych. Nie przychodzi mi do głowy żaden Semita, który byłby w jakikolwiek sposób od nas zależny. Nikt nie jest nam winien pieniędzy. Nawet nie znam żadnego Żyda!- ostatnie zdanie Eliza wykrzyczała niemal z rozpaczą.

- Poszukam w necie - Kuba zasiadł do komputera. - Poczytam dokładnie o tych plagach - zapowiedział. I po paru minutach przeglądania wiadomości zaczął kląć, a ze steku wulgaryzmów można było wychwycić proste pytanie: "Kto nazwał naszego żółwia?"

- Dostaliśmy go od mojego brata i to ona nazwał go Musą - przypomniała kobieta. 

- Twój brat to... (znów nastąpił ciąg wyzwisk). Wiesz, że Musa to arabska wersja imienia Mojżesz?!

- Nasz żółw jest Żydem? - zdziwiła się Eliza. 

- Nie wiem, jak przechodzi żydowskość. Może przypisana jest do imienia, a może Musa jest obrzezany. Ale to na pewno chodzi o niego!

-Skąd będziemy pewni?

- Musimy spróbować - mężczyzna poszedł po żółwia i wyniósł go na łąkę, a Eliza nie odstępowała go o krok. Gdy tylko postawił gada w trawie, na bezchmurnym niebie pojawiła się tęcza i zniknęła, jakby na znak, że to koniec plag.

-Wow! -ucieszyła się kobieta. - Biegnij, Musa, biegnij! - ponagliła żółwia, a ten, szczęśliwy, iż wreszcie wyrwał się z domu niewoli, ruszył w stronę zachodzącego słońca. A zielone, falujące błonia splątanych źdźbeł rozstępowały się przed nim niczym morze...

***

Stwórca powrócił równo w chwili, gdy syn Jego kończył pracę domową.

- Wszystkie plagi przerobiłeś - spytał, choć jako Wszechwiedzący znał odpowiedź. 

- Prawie, ugięli się na szóstej - odparł Syn Boży.

- Popełniłeś błąd ortograficzny w słowie "Żydów" - zauważył Bóg Ojciec.

- Wiem - odparł Syn Boży, bo jako jedno z trzech Jego wcieleń także był wszechwiedzący. - Nie mógłbyś mi zadawać czegoś trudniejszego?

- Wpierw trzeba robić małe rzeczy, abyś - jak będziesz na moim miejscu, tworzył dzieła wielkie! Ale w sumie zasłużyłeś na piątkę z minusem. A teraz pora na ćwiczenia fizyczne.

- Znowu rozciąganie? - Syn Boży odważył się na nutkę niezadowolenia, ale posłusznie poszedł za Ojcem.

I choć rozmowa ta zdarzyła się z pozoru długo po tym, jak Syn Boży zjawił się na świecie, miała też miejsce w tym samym czasie oraz długo przed tym, nim się zjawił. Bo dla Boga czas, miejsce i wielość wcieleń była, jest i będzie jednym i tym samym.

Turniej Ru

Sponsorzy Główni
Patronat Honorowy
Organizatorzy
Stowarzyszenie TMFS

 ul. Pocztowa 2a
59-920 Bogatynia
Adres do korespondencji:
ul. Sztygarska 21
59-920 Bogatynia
NIP: 615-10-24-734
tel. 664 394 272

Tu jesteśmy