"Opowieści z szafki" - Jan Czesław Kozakowski [2025]

Żona wyjechała na dwa tygodnie do córki. Zostałem sam. Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że trzeba zrobić pranie. Nie umiem obsługiwać pralki, więc całą zawartość szafki na brudną bieliznę wrzuciłem do wanny, posypałem proszkiem do prania i zalałem wodą. Gdy już wszystko dobrze namokło, usiadłem na taborecie obok wanny i wziąłem do ręki pierwszą z brzegu skarpetę. Przy pomocy drugiej ręki zacząłem ją ugniatać i pocierać jednym końcem o drugi.

– Uważaj, bo mi piętę urwiesz! – usłyszałem nagle piskliwy głosik.

Rozejrzałem się wkoło zaniepokojony. Nikogo przecież nie powinno być w domu, nawet radio i telewizor były wyłączone.

– Kto to powiedział? – zapytałem.

– To ja, twoja skarpetka – dobiegł głos od strony tego, co dotychczas uważałem za skarpetę. – Co się tak patrzysz? Nigdy nie widziałeś gadającej skarpety?

– Nigdy – odparłem. – Podobno tylko w wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem, a teraz mamy luty.

– My nie jesteśmy zwierzęta. Zaczynamy gadać, kiedy jesteśmy zalane…

– To tak, jak ja – przerwałem.

– … kiedy jesteśmy zalane wodą, w którym jest środek piorący – dokończyła.

– To dlaczego was do tej pory nie słyszeliśmy? – zaciekawiłem się.

– Nie było warunków. Twoja żona wrzuca nas do pralki, a potem włącza tę piekielną maszynę. Spróbuj przekrzyczeć hałas wirującego bębna! A jak nas wyjmuje, to jesteśmy tak zakręcone, że nikt nie myśli o nawiązaniu dialogu.

– No, dobrze, to co jeszcze powiesz, skarpetko?

– W prawej stopie zaczynają ci się robić nagniotki. Jeśli nie zmienisz butów, za pół roku nie będziesz mógł chodzić.

– Coś też tak czuję. To powiedz mi jeszcze, skarpetko, co z moimi kolanami? Bolą mnie wieczorem.

– Ja tak wysoko nie sięgam. Zapytaj podkolanówek.

– Od dawna nie noszę. Może bardziej kalesony by wiedziały, choć też ich tej zimy nie zakładałem.

– No i tu masz odpowiedź – zauważyła skarpeta. – A co z moją współtowarzyszką od pary? Smutno mi samej.

– Wyrzuciłem ją, miała za dużą dziurę na pięcie. Będziesz teraz chodzić z tą bezuciskową, jesteście prawie tego samego koloru. Ona też została bez pary.

– Nic z tego, nie dogadamy się.

– Dlaczego? – spytałem zdziwiony.

– Nie znam chińskiego – powiedziała ze smutkiem. I z jeszcze większym smutkiem dodała:

– I ty też jesteś inny. Co dzień nas zmieniasz, a podobno kiedyś to i tydzień mogłeś chodzić w jednych skarpetkach.

– To było w czasach studenckich. A skąd o tym wiesz?

– Od starszych koleżanek, a one jeszcze od starszych. Wy sobie śpicie, a my w szufladach snujemy sobie różne ciekawe opowieści. Ale chyba najbardziej interesujące są gawędy twoich majtek.

Wyciągnąłem z wanny moje ulubione spodenki: niebieskie w czarne słoniki.

– To jak tam moja prostata? – zapytałem. – Coś możecie powiedzieć?

– Z prostatą wszystko OK. – odparły majtki – Tylko z resztą gorzej. Kiedyś u nas coś się działo, był jakiś ruch, a teraz co?

– No wiecie, ja już mam swoje lata.

– Nie przesadzaj. Jeszcze nie tak dawno nie tylko twoja żona nas oglądała. Pamiętasz Dorotę? Gumkę nam uszkodziła. Nawiasem mówiąc, dywan ma ładny.

– Więc muszę was wyrzucić! Nie będziecie mi robić koło tyłka.

– Nie radzę. Nie wszystkie jesteśmy takie inexprimables.

– Jakie?

– Niewymowne. Nie znasz francuskiego? Wystarczy za wysoka temperatura wody i ktoś może puścić farbę. My tu przed sobą nie mamy tajemnic.

– Zdenerwowałem się, coś mnie gniecie w piersiach. Zapytam swetra, co to może być.

– Nigdy nie byłem z tobą blisko – burknął brązowy sweter. – Zawsze między nami coś było: albo koszula albo podkoszulek.

– Jak miałem cię nosić na gołe ciało, przecież strasznie drapiesz?

– Bo jestem z prawdziwej owczej wełny. Prawda czasami jest bolesna.

– Przestań filozofować, bo się sfilcujesz – rzuciłem do swetra i rzuciłem go w drugi koniec wanny. Wziąłem do ręki koszulę: – Bliższa koszula ciału, prawda, moja biała koszuleńko?

– Biała to ja byłam pięć lat temu. I prosiłabym, bez spoufalania. Towarzyszyłam ci w wielu podniosłych chwilach, głównie odbiorach odznaczeń, nagród i wyróżnień.

– No, ale na spotkaniu koleżeńskim nie byłaś – zauważyłem.

– I całe twoje szczęście. Szminka na białej koszuli jest bardziej widoczna niż na czerwonej

– A, to z tobą byłem na zjeździe – zwróciłem się do czerwonej koszuli, biorąc ją do ręki.  – Jakoś nie widać śladów tej szminki.

– Trochę kołnierzyk je zakrył, a po za tym Elka, ta, co ci to zrobiła, czyściła to nawilżoną chusteczką.

– A co to za ciemne plamy tu, nad kieszonką?

– Elka najpierw chciała cię pocałować w szyję, a potem zaczęła ci się wypłakiwać w koszulę. Łzy pomoczyły ci też szelki.

– Aaa, spodnie. Zapomniałem o was – wyciągnąłem spodnie z wanny. – Wy też macie coś do powiedzenia?

– Tak – wymamrotały spodnie – prosiłybyśmy, żebyś nas nie przypalał żelazkiem. I równo prasował – jeden kant na nogawce wystarczy.

Po tygodniu wróciła żona. Zacząłem jej opowiadać o tym, co mi się przydarzyło niedawno w łazience. Spojrzała na mnie dziwnie i oznajmiła:

– Wiesz co? Zacznij mówić do rzeczy.

Nic jej nie odpowiedziałem. Poszedłem do łazienki. Zajrzałem do szafki na brudną bieliznę. Znowu nazbierało się trochę prania.

Sponsorzy Główni
Patronat Honorowy
Organizatorzy
Stowarzyszenie TMFS

 ul. Pocztowa 2a
59-920 Bogatynia
Adres do korespondencji:
ul. Sztygarska 21
59-920 Bogatynia
NIP: 615-10-24-734
tel. 664 394 272

Tu jesteśmy